niedziela, 6 grudnia 2015

Ho, ho, ho, czy są tu jacyś grzeczni narodowowyzwoleńcy?, czyli...

...wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Niepodległości, Finlandio!

Rok 1323, Szwedzi pytają, czy Finowie mają chwilę, żeby porozmawiać o Jezusie i ta chwila przedłuża się na jakieś prawie pięćset lat. Niemal pięćset lat niebycia na mapach (ewentualnie jako wzmianka, że to część szwedzkiego królestwa), posługiwania się przez elity kulturowe językiem najeźdźcy, oczywiście w sprawach administracyjnych i prawnych Finowie nie mieli nic do gadania. A potem Szwecji nie wyszło i po przegranej z Rosją musiała oddać carowi fińskie tereny. Spod buta pod kolejny but, ale teraz to była inna rozmowa - teraz to był Romantyzm, teraz budziła się w narodach duma z kultury ludu i duch Gustawa unosił się nad wodami. Przez kolejne sto lat Finowie po raz pierwszy odśpiewali publicznie swój hymn, wydali poemat narodowy "Kalevala", pierwszą fińską powieść, masę nowel historycznych, wprowadzili własną walutę (markka), a fińscy architekci i malarze przynieśli ludowi sławę i chwałę na Światowej Wystawie w Paryżu. Sytuacji sprzyjał fakt, że car nie był specjalnie zainteresowany ciemiężeniem ludu, zezwolił na stosunkowo dużą autonomię i zrównał język fiński ze szwedzkim. Montowana przed dziesięciolecia bomba w końcu wybuchła, zapaliwszy się od rosyjskiej rewolucji i tym sposobem w 1917 roku Finlandia stała się niepodległym państwem.

Fun Fact: fiński hymn narodowy "Maamme" ("Nasza ziemia") został napisany po szwedzku i nosił tytuł "Vårt land". Taka karma ludów, których elita przez wieki pisała w obcym języku.

Fińskim obchodom zdecydowanie bliżej do polskiej zadumy i wystawania na zimnie przy grobach, niż amerykańskiemu zasypywaniu nieba fajerwerkami. Jak to w czasie takich świąt, odbywają się pochody i uroczyste msze (narodowymi kościołami w Finlandii są kościół ewangelicki i prawosławny, choć ten drugi ma ledwo-ledwo 1% wyznawców), chóry odśpiewują pieśni patriotyczne, wojsko urządza defilady, odwiedza się groby poległych żołnierzy. Przede wszystkim tych, którzy zginęli w walce ze ZSRR. Z tymi grobami jest taka jeszcze trochę niezręczna sprawa, że niecały rok po uzyskaniu niepodległości wybuchła wojna domowa, Czerwoni (wspierani przez Rosję) kontra Biali (wspierani przez Niemcy). Wygrali ci drudzy i wprowadzili "biały terror", prześladując ledwo co wyswobodzonych obywateli z rozmachem godnym obcego okupanta. Tysiące ludzi zginęło, trafiło do obozów, straciło majątek i rodziny. Ostatni więźniowie zostali zwolnieni w 1927 roku, sprawa odszkodowań i propagandy sympatyzującej z Białymi ciągnęły się do połowy XX wieku. Jest to wciąż bolesne wspomnienie dla Finów i raczej nieprzepracowany problem, o którym 6 grudnia mówi się raczej prywatnie.

Dzień Niepodległości to także Dzień Flagi. Zestaw biało-niebieski jest wszędzie, publiczne instytucje wywieszają flagi, cukiernie serwują smakołyki z lukrem w barwach narodowych. Najczęściej widzi się dwie świeczki zapalane przez Finów w oknach. Mówi się, że mieszkańcy w ten sposób dawali znać ludziom uciekającym przed rosyjskimi władzami, że oferują im schronienie. To mit, ale ładny.

Częsty widok w fińskich oknach.

Ciacha z bloga kulinarnego w barwach narodowych z lwem z fińskiego herbu.
Fińskim odpowiednikiem naszych "Czterech pancernych" czy innych "Jak rozpętałem II wojnę światową" jest "Tuntematon sotilas" ("Nieznany żołnierz"), adaptacja powieści pisarza Väinö Linna. Historia opowiada o walce Finów z Sowietami z perspektywy zwykłych żołnierzy i jest to pierwsza fińska powieść historyczna ukazująca wojnę w realistyczny sposób (autor mocno inspirował się "Na Zachodzie bez zmian", co widać i czuć). W wielu domach puszczany co roku w telewizji i znany na pamięć film ogląda się rodzinnie jednym okiem przy obiedzie.

Okładka najpopularniejszego wydania. 
 Flagi, śmagi, świeczki i patriotyczne wersja "Kevina samego w domu" - to wszystko nic w porównaniu z Linnan Juhlat - Balem Zamkowym. Nazwa myląca, bo bal wyprawia prezydent w swoim Pałacu Prezydenckim. Uroczysta, formalna impreza, na którą sprasza się tłuszczyk śmietanki. Przybywają odznaczeni najważniejszą odznaką militarną, Krzyżem Wolności (oni zresztą wchodzą do pałacu jako pierwsi), członkowie rządu, dyplomaci, arcybiskupi, profesorowie, sędziowie, szychy policyjne i wojskowe oraz poprzedni prezydent (tradycyjnie przybywający ostatni). To oficjalny, niezmienny zestaw, poza tym głowa państwa może zaprosić sportowców, aktorów, filantropów i generalnie ludzi. którzy wyróżnili się w ostatnich latach w ten czy inny pozytywny sposób. No dobra, elity wcinają kanapeczki z kawiorem na imprezie zamkniętej, i co w tym szczególnego?
To jest generalnie bardzo dobre pytanie, bo Finowie z tajemniczych powodów mają po prostu świra na punkcie Balu Zamkowego. YLE (publiczny nadawca radiowo-telewizyjny) ma specjalną stronę odliczającą czas do początku imprezy, Twittera relacjonującego przygotowania w pałacu, kto-zkim-wczym przyszedł jest drobiazgowo odnotowywane w Internecie w uaktualnianych w przeciągu minut relacjach, ludzie na tumblrze na bieżąco wrzucają gify, na FB komentują opinie na gorąco. Na czas transmisji zbiera się rodzina, nierzadko zaprasza się do wspólnego oglądania znajomych i w gronie najbliższych komentuje się garnitury przybyłych profesorów. Emisja Balu Zamkowego bije każdego roku rekordy pod względem oglądalności, a przez kolejny miesiąc ludzie dyskutują o strojach przybyłych, dlaczego tamtego zaproszono a tego nie i czyja sukienka była najładniejsza. Próbowałam to oglądać w zeszłym roku, ale jak się nie jest Fińczykiem/nie zna się tych ludzi, toto jest strasznie nudne...

Zdjęcie z dzbankami na herbatę wrzucone trzy dni temu na Twittera przez człowieka z YLE śledzącego przygotowania do Balu.  
Komplikacja "niezwykłych wydarzeń" z zeszłorocznego Balu. Ludzie siedzą przed telewizorem i patrzą, jak inni ludzie ściskają dłonie pary prezydenckiej. Czasem ktoś komuś przydepnie sukienkę. I TAK PRZEZ PONAD GODZINĘ. 

Prezydent może zaprosić na Bal kogo chce - nawet faceta, który zasłynął z zaprogramowania "Angry Birds". Żona Petera Vesterbacka przyszła na imprezę w sukience zainspirowanej grą. 
Święto Niepodległości to także dobry czas na protesty - gdy oficjalne pochody się kończą, a orkiestra na Balu zaczyna grać, na ulice wychodzą ludzie i mają "ale". Stałym powodem jest protest przeciwko samemu Balowi, na którym państwowe pieniądze marnowane są właściwie na populizm, ostatnio na tapetę wchodzi też temat rosnącego bezrobocia. Uspokajam tych, którym protesty w święta narodowe kojarzą się głównie z fruwającymi cegłówkami i szybami do wymiany - Finowie są znacznie spokojniejsi i protesty przechodzą pokojowo. Wyjątkiem był ten w 2013 roku, kiedy spokojna demonstracja przeciwko Balowi (odbywającego się wyjątkowo poza stolicą) skończyła się demolowaniem pobliskiego otoczenia.
Najbardziej jednak znanym "protestem" jest "bal ubogich", charytatywna impreza zapoczątkowana przez filantropa o imieniu Veikko Hursti (zmarł dziesięć lat temu, ale w jego ślady poszedł syn) słynącego z pomocy bezdomnym i głodnym.

My natomiast mamy Mikołajki, na które dostałam kubeczek od mamusi (cmok!) i butelkę Coca-Coli od pana promującego firmę po blokach. I z tego kubka napiję się dziś za zdrowie Finlandii - pięknego kraju o niezwykłej kulturze i wspaniałym języku. Wszystkiego najlepszego!

Z wyrazami szacunku
Kazik

2 komentarze:

  1. Czesc Kazik,
    na poczatek przepraszam za brak polskich znakow - mam obcojezyczna klawiature i nawet po przestawieniu jezyka ciezko jest sie przyzwyczaic do ukladu klawiszy. Mam nadzieje, ze mimo to przebrniesz przez ten przydlugi komentarz. Czytam Twojego bloga od ponad roku - jest niesamowicie ciekawy, a przy tym przesympatyczny, oby tak dalej :). W czasie lektury nasunelo mi sie pare pytan:
    1. Ilu wlasciwie jezykow sie uczysz,(opierajac sie na samym blogu wnioskuje, ze kilkunastu). Jak sobie radzisz czasowo?
    2. O jakich jezykach mozesz powiedziec ze je znasz i na jakim poziomie, (pytam z ciekawosci - pierwszy raz stykam sie z sytuacja, kiedy ktos uczy sie wielu tak roznych narzeczy jednoczesnie i jestem ciekawa efektow tej metody)?
    3. (wlasciwie najwazniejsze pytanie, ktore sklonilo mnie do skomentowania): mam ochote na trzeci jezyk obcy, ale nie wiem co wybrac - moglabys mi cos zasugerowac? Znam dobrze niemiecki (C1+/C2), nieco gorzej angielski (B2+ - ale nie mam ochoty na poszerzanie wiedzy w tym zakresie: nie przepadam za tym jezykiem, chociaz wiem jak bardzo sie przydaje), "Grundkenntnisse" w lacinie i rosyjskim :), poza tym mam awersje do jezykow romanskich z naciskiem na francuski i hiszpanski oraz nieco ambiwalentny stosunek do niderlandzkiego. Jezyki nieindoeuropejskie poki co wykluczam.
    Mam nadzieje, ze znajdziesz czas, na odpowiedz.
    Pozdrawiam,
    wierna czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam najmocniej, muszę się na chwilkę położyć i spokojnie pooddychać. Ja mam WIERNĄ CZYTELNICZKĘ. Taką czytającą, sympatyczną,z obcojęzyczną klawiaturą i w ogóle. Jeżu, Jeżu, teraz to dopiero czuję presję, muszę się uspokoić i tego nie schrzanić.

      1. Może powiem, do czego mam zeszyty, które regularnie uzupełniam: fiński, tajski, mongolski, hindi, turecki, francuski, perski/standardowy arabski, suahili, hiszpański plus zeszyt ogólny na notatki z walijskiego/esperanto/hawajskiego/malajskiego/nowogreckiego. Wbrew pozorom, czasowo radzę sobie nieźle, potrafię się dobrze zorganizować i wychodzę z założenia, że lepiej mało, a systematycznie. Mnie się na szczęście nigdzie nie spieszy, więc mogę sobie pozwolić na powolny postęp.

      2. Szczerze mówiąc, jedyne, czego jestem pewna, to to, że mam język polski na poziomie C1 ;) Mam też papier, że znam fiński na A2, ale to kwestia mocno dyskusyjna. Nie śmiem się też samooceniać w kwestii moich kompetencji (o czym w następnej notce). Tym bardziej, że moim priorytetem nie jest pełne opanowanie tych języków (choć jest to bonus niewątpliwy) - aspiruję do zostania nauczycielem języka polskiego jako obcego i moim głównym celem jest zrozumieć, z jakimi trudnościami mogą się mierzyć moi zagraniczni uczniowie. Celem drugorzędnym jest po prostu radość, jaką mi sprawia porównywanie języków, ich rozwiązań, wyrażeń... Tak więc jeżeli zależy Ci na opanowaniu w pełni danego języka, broń Boże nie bierz ze mnie przykładu.

      3. Europejski język, nieromański dla osoby, która świetnie (tak! nie bądź taka skromna, C1/C2 to nie jakieś tam "znam dobrze", tylko rewelacja! to jest coś, co można sobie wytatuować, albo oprawić w ramkę i powiesić jak dzieło sztuki!) zna niemiecki, ale z angielskim i niderlandzkim jej nie po drodze... A to zagwozdka!

      Jeżeli lubisz się z językiem niemieckim, może i języki skandynawskie przypadną do gustu? Szwedzki, norweski, duński stają się coraz bardziej przydatne i mile widziane w CV, gramatyka nie jest trudna, no i dzięki rosnącej popularności coraz łatwiej o materiały do nich (chociażby polski Troll do szwedzkiego i duńskiego).

      Może islandzki? Ach, poznać współczesny islandzki to dostać jednocześnie w bonusie możliwość czytania sag w oryginale z XII wieku... Trudny i mało przydatny, skomplikowane zasady i wymowa, ale jaka satysfakcja!

      Może nowogrecki? Alfabet nie jest trudny do opanowania, wymowa bardzo melodyjna, no i mimo wielu zmian i uproszczeń w stosunku do pradziada (niestety, starożytnej greki nie dostanie się w pakiecie) - to wciąż greka, jeden z filarów kultury europejskiej.

      A co powiesz na krewniaka polskiego? Borze Wszechlistny, co za bogactwo! Ukraiński, białoruski, słowacki, czeski, bułgarski, macedoński, serbski, chorwacki, słoweński!... Nie jestem w stanie powiedzieć, który lepszy, który piękniejszy, który przydatniejszy, to jak kazać wybierać który szczeniak z jednego miotu jest najsłodszy ;_; To się sercem wie.

      A może litewski? Szczególny język, bardzo ceniący sobie tradycję. Złożony, użytkownicy polskiego przy jego nauce mają świetny start: z jednej strony nie ma transferu negatywnego jak w językach słowiańskich, z drugiej jest tyle podobnych struktur (choćby te siedem przypadków), że robi się stosunkowo szybkie postępy.

      Uwaga, uwaga, będzie tanio i ckliwie: jeżeli do wyboru kolejnego języka nie zmusza Cię sytuacja - to patrz i wybieraj sercem. Jeżeli masz ten luksus "mam wolny czas i chęci i nic mnie w wyborze nie ogranicza", to nie cergiel się z tym, że tak mało osób mówi tym językiem, że na rynku pracy nieprzydatny, że trudny - podoba Ci się jakiś? Bierz! Choćby to było narzecze, którym mówi z dwa tysiące osób na krzyż, to nigdy nie jest czas zmarnowany.

      Mam nadzieję, że choć trochę pomogłam. Daj znać, gdy już wybierzesz sobie trzeci język, jestem ciekawa decyzji. Bardzo dziękuję za miły komentarz, dołożę wszelkich starań, by blog się nie staczał i dostarczał samych ciekawych wpisów. Jeszcze raz dziękuję!

      Z wyrazami szacunku
      Kazik

      Usuń