niedziela, 20 lipca 2014

Sowo, naucz!, czyli...

...strony o nauce języków z sową w roli maskotki.

No nie znam ich za wiele, ale dwie z nich to zawsze starczy, by napisać notkę.

NOCNA SOWA
Blog dwójki pasjonatów prowadzących kursy norweskiego zarówno w pięknej ojczyźnie tego języka, jak i w świecie wirtualnym. Ile są one warte - zarówno pod względem merytorycznym, jak i finansowym - nie mam pojęcia, jednak blog jest z pewnością wart uwagi. Jego założyciele zamieszczają notki zarówno z myślą o początkujących, jak i co bardziej zaawansowanych - wpisy o gramatyce są proste, często trafiają się interesujące filmiki czy wywiady z ciekawymi ludźmi. Ci, co norweskim nie są zainteresowani, także znajdą coś dla siebie. Nocna Sowa stawia przede wszystkim na kreatywność i samokształcenie, stąd mnóstwo propozycji nowych metod nauki ćwiczących nie tylko język, ale też uczących dyscypliny i organizacji pracy. Co więcej, prowadzący strony są bardzo życzliwi, chętnie i kulturalnie odpowiadają na pytania, nierzadko dorzucając dobrą radę czy uwagę i starają się odpowiadać na każdy komentarz.

Strona jest całkowicie darmowa, a subskrypcja nie stoi zakurzona. Nie mam chwilowo w planach norweskiego, jednak odwiedzam Nocną Sowę z ochotą.

DUOLINGO
Ta młodziutka (bo zaledwie dwuletnia) strona szturmem wzięła serca internetowych samouków, pozgarniała nagrody i nie ustaje we wprowadzaniu nowości. Prosty interfejs, zróżnicowane ćwiczenia i nagradzanie użytkownika za systematyczną pracę to nie wszystko. Zdziwić początkowo może skąpa ilość gramatyki (tylko niektóre lekcje zawierają krótkie objaśnienia) - Duolingo wydaje się opierać na nauce metodą prób i błędów. Jakkolwiek jest to sposób, dużo łatwiej w razie wątpliwości zajrzeć do dyskusji pod danym ćwiczeniem, gdzie rodzimi użytkownicy czy zahartowane w danym narzeczu osoby pomogą wspólnymi siłami dojść do wyjaśnień. Duolingowa społeczność jest przyjazna, chętnie odpowiada na pytania, dzieli się linkami, ciekawostkami czy relacjami z serii "czy my, tubylcy, naprawdę tak mówimy". Takiego systemu nie zastąpi żaden wirtualny kurs.
 Poza lekcjami słownictwa, strona oferuje możliwość tłumaczenia ogromnej masy oryginalnych materiałów (z tego zresztą się utrzymuje). Tu także liczy się przede wszystkim praca zespołowa: nie tylko przekładamy dany tekst, ale także kontrolujemy i oceniamy cudze wersje.
Kluczem do nauki jest systematyczność. Za każdą lekcję, powtórkę czy tłumaczenie otrzymuje się punkty i zdobywa kolejne poziomy (trofea widoczne dla wszystkich użytkowników). Od czasu do czasu skapną się klejnociki, za które kupujemy głupotki rodzaju stroju dla maskotkowej sowy czy dodatkowe lekcje. System liczy także, ile dni pod rząd się uczymy, co jest sporym motywatorem.

I co najlepsze - Duolingo jest całkowicie bezpłatne, żadnych płatnych lekcji dla VIPów, wszystko z serii "bierzcie i jedzcie z tego wszyscy". Dla osób polskojęzycznych dostępny jest tylko angielski, dla anglojęzycznych oferta jest szersza: południowoamerykański hiszpański, francuski, włoski, brazylijski portugalski, niemiecki oraz świeżutki niderlandzki sprzed zaledwie dwóch dni. Na ukończeniu jest irlandzki, duński i węgierski, w przygotowaniu m.in. polski.

Aplikacja na telefony również jest darmowa. Przy wyszukiwaniu wyświetli się "Angielski za darmo z Duolingo" opisany tak, jakby oferował tylko jeden język - ściągajcie śmiało, zawiera to samo, co strona internetowa.

Moja duolingowa gablota bycia osom na dzień dzisiejszy


Z wyrazami szacunku
Kazik

PS Poza satysfakcją z rozreklamowania dobrych stron, nic za te peany zachwytu nie mam.


czwartek, 17 lipca 2014

Nanananana, lesbiiiiijkaaaa!, czyli...

...komiksowi bohaterowie językiem Finów.

Fińska nacja ma eleganckie osiągnięcia na polu czystości językowej, na których widok Francuzom łzawią oczy, a Turcy uchylają z szacunkiem kapelusze. Wymyślanie własnych odpowiedników dotyczy nie tylko nazw zagranicznych wynalazków, ale i imion.

Załóżmy, że będąc w Finlandii, naszłaby Was nieopanowana potrzeba obejrzenia komiksów z kaczorem Donaldem. Nie władając ni lokalnym narzeczem, ni angielskim idziecie do kiosku z nadzieją, że uda się Wam dogadać za pomocą słowa "Donald" i magii gestykulacji. Marne szanse! W Finlandii Donald został przechrzczony na "Aku" - Aku Ankka. Podobnie wygląda to u Szwedów (Kalle Anka) i Duńczyków (Anders And).

Czerwcowy numer fińskiego "Kaczora Donalda". Ech, mój numer sprzed sześciu lat kosztował jeszcze dwa euro!

Hämähäkkimies, Lepakkomies, Teräsmies... Jak to, nie poznajecie najsłynniejszych komiksowych superherosów? Kolejno: Spider-man, Bat-man oraz Superman - dwaj pierwsi są przełożeni dosłownie, teräsmies znaczy "człowiek-stal".

Uważajcie na nietoperza w Finlandii! Lepakko jest także kolokwialnym określeniem lesbijki. Ponoć wzięło się to z problemu z wymową słowa "lesbian" (w fińskim alfabecie nie figuruje "b"), które siłą rzeczy zniekształcono, co przypominało swojskiego gacka. Nie jest to określenie wulgarne, ale też nie jest miłe (odpowiednik naszej "lesby"), więc raczej wstrzymajcie się w jego używaniu. 

Wzór na koszulkę ze sklepu internetowego "Moscas de colores", oferującego odzienie z nadrukami zawierającymi hasła z "gejowskiego słownika" i ikonografiki nawiązujące do nich.


Z wyrazami szacunku
Kazik