wtorek, 20 października 2015

Ordnung muss sein, czyli...

...puste biurko zwykle jest oznaką ogarnięcia się, panie Einstein.

[Zanim zaczniemy, REKLAMA. Pamiętacie Raptora? Tę laskę, co to pomogła przy notce o chińskich szachach? Końcem końców wzięła i pojechała do tego Nankinu i ma dużo wesołych przygód, które na niebieżąco opisuje na swoim blogu. Mrożące krew w żyłach zmagania z papierkologią, trochę marudzenia, sporo zachwytów, mnóstwo zdjęć pysznego żarcia, polecam!]

Przed początkiem roku akademickiego postanowiłam zrobić porządek. O zgrozo, w papierach. W teczkach. Zeszytach. Przedrzeć się przez te stosy kartek, kserówek, karteluszków. W punkcie kulminacyjnym pokój wyglądał jak punkt ksero na tydzień przed początkiem sesji.

Każdego uczącego się prędzej czy później dopada kryzys. Patrzy człowiek ponuro na zeszyt i zastanawia się, jaką tępą i bezczelną istotą jest, skoro sądził, że samodzielnie nauczy się danego języka. Tyle czasu, tyle ćwiczeń, tyle potu, łez i poświęceń, i nic. Jeszcze sobie na dokładkę trzeba przypomnieć znajomego ze szkoły, który z zajęć na zajęcia wchłaniał po dwa miliony słówek, ach, Siło Wyższa, dlaczego urodziłem się takim językowym młotkiem, jestem Syzyfem patrzącym z zazdrością na wolne orły mówiące językami ludzi i aniołów, prochem mój zeszyt ćwiczeń i w proch się obróci.

A ty po prostu nie widzisz, jakich akrobacji umysłowych potrafisz już dokonać, no bo jak masz widzieć.

Puenta mojej anegdotki o sprzątaniu jest taka, że dotarło do mnie, jak daleko już zaszłam. Po segregacji urosła przede mną papierowa wieża Babel w skali mikro, zbudowana z kartek i kser z ćwiczeniami językowymi. Kaziki Z Przeszłości, że to wam się wszystko chciało! W życiu bym nie przypuszczała, że tyle tego jest pochowanego po teczkach i książkach.

Znalazły się i stare zeszyty. Zagadnienia gramatyczne, które kiedyś wydawały się nie do pokonania jak Mur Maria, teraz przypominają ozdobne płotki z amerykańskich ogródków. Przy porównaniu mojego dzisiejszego hindi z tymi kulfonami próbującymi wyrazić najprostsze słówka mało się nie popłakałam ze szczęścia. Jaki postęp, jaki skok cywilizacyjny!

Z rozwijaniem umiejętności umysłowych jest tak, że trudno zauważyć swoje postępy. Wydaje nam się, że tkwimy w miejscu, że mimo ciężkiej pracy nic się nie zmieniło, zniechęcenie podszyte jest wstydem, bo najwyraźniej jesteśmy mało bystrymi półgłówkami. Dlatego warto założyć sobie teczkę na kolekcjonowanie ćwiczeń, warto po skończeniu zeszytu czy podręcznika zajrzeć do pierwszych lekcji i samemu się przekonać, ile wcześniejszych przeszkód nie stanowi już żadnego problemu. Nagrajcie się, jak czytacie i spróbujcie przeczytać ten sam tekst dwa miesiące później. Fajnym pomysłem jest wysłanie listu do samego siebie, w którym podzielimy się ze swoją przyszłą wersją problemami na dzień dzisiejszy i dobrym słowem. Załóżcie zeszyt, w którym dokładnie co miesiąc będziecie próbować opisać swój dzień, tak sami z siebie, bez zaglądania do pomocy naukowych, by się przekonać, jak to powoli się rozwijacie jako ten kwiat poharatany i ostatni.



Zaczęliśmy od biurka i na nim skończyliśmy - BHP, ludzie! Trzymajcie porządek w miejscu pracy! Czyste biurko sprzyja koncentracji i oszczędza mnóstwo czasu marnowanego na szukanie długopisu zaginionego w akcji. Albo na porządkowanie stert papierów, jakiekolwiek skarby mądrości życiowych by się w nich nie kryły.

Z wyrazami szacunku
Kazik

piątek, 9 października 2015

I edukacja dla wszystkich!, czyli...

...wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Hangulu! Tak, to właśnie dzisiaj w Południowej Korei świętuje się powstanie ichniejszego alfabetu. Poświętujmy i my, bo każda okazja do intelektualnej hulanki jest dobra.


Na początek nieco historii. Dawno, dawno temu Chiny były uprzejme okupować tereny dzisiejszej północnej Korei, w związku z czym do V w. n.e. Koreańczycy pisali w klasycznym chińskim. Czas mijał, chiński pisany mówił swoje, koreański mówiony chciał pisać swoje, co doprowadziło do uformowania hancha / hanja / 한자 / 漢字 - znaków sinokoreańskich, czyli Koreańczycy zaczęli dostosowywać chińskie znaki do wymowy koreańskiej. I od tego momentu zaczął się niewypowiedziany bałagan językowy, utworzyły się trzy odłamy różnorako przerabiające chiński na półtutejszy - jeden skupiał się na dostosowywaniu końcówek gramatycznych i pchał się do pisania oficjalnych dokumentów, drugi przerabiał głównie brzmienie i babrał się w poezji, a trzeci w ogóle nie mógł się zdecydować, o co mu chodzi. Bajzel straszliwy.

I pewnie Koreańczycy nie ogarnialiby systemu jeszcze długi czas, gdyby nie Sejong Wielki, czwarty król w dynastii Joseon, który generalnie ogarniał wszystko. Za swojego panowania wzmocnił wojsko, polepszył stosunki i umocnił handel z Japonią, najechał wyjątkowo upierdliwą wyspę piratów, wspierał rozwój literatury, nauki i technologii, a do tego uważał, że tak mocno zhierarchizowane i podzielone społeczeństwo ssie i na co to komu. Z trudem przepychał politykę "ważne stanowiska dla umiących, a nie dla urodzonych ze srebrnymi pałeczkami w ustach", umożliwił niearystokratom robienie kariery w państwowych instytucjach i zaopiekował się człowiekiem znikąd, Jang Yeong-silem. Yeong był geniuszem, pomysłowym wynalazcą i utalentowanym astronomem. Niestety, był też z nizin społecznych, czego wysoko urodzeni nie mogli znieść, no bo kto to widział żeby jakiś wsiok tak trzaskał matmę słyszałem że jego obliczenia mają wszy i brudno w zeszycie.

Zdecydowanie najważniejszym osiągnięciem Sejonga Wielkiego i największą przysługą oddaną społeczeństwu było wprowadzenie hangulu w 1444 roku. Znaczy, wtedy to się nazywało inaczej, hunminjeongeum, bo współczesną nazwę wprowadzono dopiero w XIX wieku. Tak czy siak, król zlecił założonemu przez siebie naukowemu instytutowi (Hall of Worthies) przygotowanie nowego alfabetu, prostego, łatwego do nauki i odpowiadającego dźwiękom wypowiadanym przez przeciętnego obywatela. Istna rewolucja!

Rozumiecie, że taki obrót sprawy nie spodobał się ówczesnej elicie. Pismo znane tylko przez tych, których było stać na wieloletnie kucie znaków i studiowanie skomplikowanego systemu przestało mieć znaczenie na rzecz zbiorku 24 pstroszków, które mógł ogarnąć byle kto. Z tego powodu nowy alfabet przez wielu był pogardliwie nazywany amgeul (암글 "pismo kobiece"), ahaegeul (아해글 "dziecięce pismo") lub achimgeul (아침글 "poranne pismo", bo takie łatwe, że można się go nauczyć w jeden poranek; właściwie ukuto to na podstawie reklamy jednego z ministrów, który powiedział, że mądry człowiek nauczy się tego pisma w jeden poranek, a głupiemu zajmie to co najwyżej dziesięć dni). Jakkolwiek arystokracja jeszcze przez długi czas upierała się używać hancha (którego zresztą do dziś można się uczyć w szkole), a sto lat później pewien tyran zakazał hangulu, nic już nie mogło powstrzymać zmian.

Dziś Sejong Wielki zdecydowanie prowadzi w koreańskim rankingu na ulubionego władcę - widnieje na jednym z banknotów, wiele instytucji kulturowych nosi jego imię, powstał o nim serial telewizyjny, zaś w 2009 roku w Dzień Hangulu na placu Gwanghwamun w Seulu odsłonięto jego prawie dziesięciometrowy pomnik z brązu, pod którym znajduje się podziemne przejście z muzeum opisującym życie władcy. UNESCO przyznaje nagrodę imienia Sejonga za walkę z analfabetyzmem, a okres jego rządów jest uznawany przez Koreańczyków za złoty wiek rozwoju kultury. Kurde, jak będę duża, to chcę być taka jak Sejong.

Zastanawialiście się kiedykolwiek nad podjęciem nauki koreańskiego? Jeżeli marzy Wam się popularny, azjatycki język, a od patrzenia na alfabety chińskie i japońskie robi się słabo w rękach, język koreański jest niezłą opcją. Alfabet został stworzony do tego, by go się błyskawicznie nauczyć, a największą przeszkodę w nim stanowią samogłoski, które europejskiemu uchu trudno rozróżnić i to im trzeba poświęcić sporo czasu. A tak, w niecałe dwa dni można przystąpić już do nauki gramatyki i czytania tekstów. Co więcej, liczne zapożyczenia z chińskiego i japońskiego, a także niektóre zasady i skomplikowana honoryfikatywność sprawiają, że nawet krótka przygoda z koreańskim może znacznie ułatwić naukę dwóch wcześniej wspomnianych.

Koreański jest coraz popularniejszy (nie ukrywajmy, k-pop sporo tu pomógł) i o materiał do jego nauki w Internecie nietrudno. TUTAJ odsyłam Was do króciutkiego kursu alfabetu autorstwa Ryana Estrada. Jeżeli akurat dzisiaj gwiazdy się tak ułożyły, że żadną miarą nie możecie zmusić się do rozpoczęcia nauki czegokolwiek, to pamiętajcie, że możecie to odłożyć na 15 stycznia, bo to wtedy swoje pismo celebruje Korea Północna.

Z okazji Dnia Hangulu życzę Wam, żebyście mieli zawsze zapał do nauki, nieutrudniony dostęp do wiedzy, otwarty umysł oraz ulubione słodycze pod ręką, bo czemu nie. Wszystkiego dobrego!




Z wyrazami szacunku
Kazik