niedziela, 8 marca 2015

Najbarwniejsze powitanie wiosny, czyli...

...wszystkiego co najlepsze z oka...! Zaraz, to impreza już się skończyła?

Wszyscy już tłuką butelki na tulipany i dziergają pończochy, a ja jeszcze jedną nogą w Holi. Tak, mili Państwo, w tym roku to radosne święto obchodziliśmy 6 marca, rozpoczęte dzień wcześniej Holika Dahan. Nie macie pojęcia, o czym mówię? Wszystko wytłumaczę! Wiem, spieszycie się zanieść goździki, zanim zwiędną, ale zajmę Wam dosłownie chwilkę, siadajcie i częstujcie się, zostało mi jeszcze trochę gulabów jamunów w lodówce...

O, to jest gulab jamun - taki indyjski pączuszek pływający w słodkim syropie. "Gulab" pochodzi z perskiego połączenia słów "róża" i "woda", zaś "jamun" to ichniejsze, ja wiem, czarne jagody takie, rzekomo podobne z kształtu do tego smakołyka.

Kryszna, dziecięciem będąc, był strasznie rozkapryszonym, upierdliwym smarkiem, który uwielbiał wykręcać wszystkim różne numery. Pewnego razu przyuważył, że piękna Radha (SPOILER: jak dorosną, będą jednym z największych OTP w hinduizmie, w dodatku kanonicznym) ma bardzo jasną skórę - zabolało, bo choć i Kryszna był piękny, to karnację miał bardzo ciemną (nie bez kozery jego imię w sanskrycie znaczy "czarny" - rodziców trzymały się niemiłe żarty). Widząc naburmuszonego podopiecznego Jaśoda zażartowała, że jak to miło by było, gdyby to on mógł decydować o skórze Rady i przemalowywać ją zależnie od swojego widzimisię. Kryszna, jak to Kryszna, uznał to za rewelacyjny pomysł i w te pędy pobiegł wysmarować niczego nie spodziewającą się dziewczynę barwnikami. Tak to się ludziom spodobało, że urządzili z tego cały festiwal.

Dorośli już Kryszna i Radha, świętujący wspólnie Holi znacznie subtelniej niż w dzieciństwie...

Holi to święto radości, tańca, miłości, przebaczenia - według wielu podań w tym właśnie dniu najwięksi wrogowie zostają przyjaciółmi. Dzień, w którym wszyscy, niezależnie od kasty, na równi się radują i weselą, a mają ku temu powód - w wigilię tego święta odbywa się Holika Dahan, czyli palenie Holiki. Kto to jest Holika? LEGEND TIME!
Dawno temu żył potężny król-demon, Hiranyakashyap (uff!), który marzył o nieśmiertelności. Dzięki swojemu sprytowi udało mu się wybębnić od Sił Wyższych tak niezwykłe dary i przymioty niemal uniemożliwiające zabicie go, że poczuł się jak bóstwo i rozkazał poddanym go wyznawać. Jeden jedyny Prahlad, jego syn, odmówił uczestniczenia w tym cyrku i pozostał wierny Wisznu. Hiranyakashyap był jednym z tych rodziców, którzy bardzo źle przyjmują odmienne poglądy na religię swoich dzieci i w związku z tym postanowił zabić syna. Czego jednak nie próbował, młody zawsze się wywijał dzięki opiece Wisznu. Jako że Prahlad zaczął trzymać wobec ojca chłodny dystans, król zwrócił się o pomoc do swojej siostry, Holiki. Plan był taki: Holika usiądzie na stosie, zawoła swojego bratanka na kolana i mocno przytrzyma, gdy zostanie podłożony ogień. Dlaczego Holika miałaby pójść na coś tak głupiego? Demonica miała magiczny płaszcz, który chronił ją przed ogniem, więc nie przejmowała się swoim instynktem samozachowawczym i zgodziła się na współudział. Tutaj mit rozjeżdża się na chwilę na dwie wersje - według jednej płaszcz zsunął się na dziecko, przez co Prahlad ocalał (łał, jak wygodnie). Druga jest znacznie bardziej pouczająca i przekonująca. Okazuje się, że Holika nie doczytała instrukcji i nie wiedziała, że płaszcz działa tylko pod warunkiem, że dotyka jednej osoby: niedoszła morderczyni spłonęła, Prahlad ocalał dzięki modlitwom do Wisznu, który ocalił swojego wiernego wyznawcę. Niezależenie od wersji, końcem końców zła ciotka dostaje za swoje, a Wisznu osobiście się fatyguje, by zgładzić podłego króla. Od tamtej pory pali się publicznie wielkie ogniska, mające symbolizować zwycięstwo dobra nad złem.

Wisznu wypruwający Hiranyakashyapa i Prahlad, który nie widzi, że dorośli są zajęci swoimi sprawami.

 W południowej części Indii bardziej popularna jest legenda o Putnie. Kryszna miał wujka Kansę, który był tak wrednym tyranem, że w późniejszych tekstach nie jest przedstawiany jako człowiek, tylko demon. Wcale nie ucieszył się z nowego bobasa w rodzinie i poprosił demonicę Putnę, żeby pomogła mu wykończyć siostrzeńca. Siła nieczysta przybrała postać mamki i do mleka w swoich piersiach wlała truciznę. Kryszna wypił jednak nie tylko mleko, ale także krew Putny, sprawiając, że spłonęła żywcem (nie pytajcie), zaś jedynym działaniem trutki była niebieska skóra, która później przysporzyła naszemu milusińskiemu tyle kompleksów. Może ta wersja nie jest aż tak epicka, ale przynajmniej korzenie tych dwóch świąt się ze sobą przeplatają.

Putna z filmu animowanego "Krishna aur Kans"
Ta czy inna paskuda została zgładzona, jest w każdym razie co świętować. Holi to przede wszystkim święto kolorów, w ruch idą barwniki w proszku, w paście czy rozcieńczone wodą. Dzieciaki uzbrajają się pichkari, coś w stylu naszych pistoletów na wodę, tyle że koloryzowaną - ponoć prototyp został wykonany z bambusa przez Krysznę. Jeżeli na myśl o śmingusie-dyngusie cierpnie Wam skóra, zaklinam Was, przed planowanym wyjazdem do Indii upewnijcie się, że to święto ruchome nie przypada akurat na Wasz pobyt. W tym dniu kolorowym proszkiem ciska się na prawo i lewo, można bezkarnie wysmarowywać i oblewać każdego, kto się nawinie.
Najczęściej widywanym kolorem jest czerwień, którą tradycyjne wytwarza się z kwiatów drzew kwitnących na wiosnę. Oczywiście, są domowe sposoby i  na inne barwniki, chociażby pomarańczowy można uzyskać dzięki hennie.

Kram z barwnikami i innym dobrem.
 Holi to nie tylko dzika zabawa na ulicach, ale też dzikie gry na ulicach. W niektórych miastach istnieje zwyczaj wysokiego zawieszania garnka z maślanką. Mężczyźni tworzą wielką, cheerleaderską piramidę, a gość na jej szczycie próbuje strącić garnek głową. Pomysłodawcą zabawy po raz kolejny jest Kryszna, który w dzieciństwie tak zasmakował w maślance, że bezczelnie zaczął ją wyjadać sąsiadom, a że żadne połajanki nie odnosiły skutku, zaczęli wszelkie swoje garnki z produktami mlecznymi wieszać pod sufitem. Skoro jesteśmy przy podjadaniu, w czasie Holi popularnym zwyczajem jest obdarowywanie się nawzajem słodyczami, mile widziane są także figurki bóstw.

Niestety, Holi ma także swoją ponurą stronę - ekologię. Podstawowym problemem są wszechobecne barwniki - póki były naturalne, nie było żadnego problemu, ba, wręcz większość roślinnych mieszanek miała dodatkowe walory pielęgnacyjne. Kiedy jednak wytwarzanie sztucznych barwników pozwoliło zwiększyć paletę kolorów, a także okazało się dużo mniej czasochłonne i tańsze, zdominowały rynek. Oczywiście najtańsze proszki zawierają szkodliwe paskudztwa, które wywołują choroby skóry czy płuc, wpływają też oczywiście na ziemię i wodę. Woda także pozostaje tematem kontrowersyjnym - wiadomo, gorąco, ludzie spoceni, to i z lubością zużywa się hektolitry wody na wspólne oblewanie się. Skutkuje to tym, że w wielu dzielnicach przez następne dni brakuje wody. Również gigantyczne ogniska nie pozostają zapewne bez wpływu na środowisko, toteż od wielu lat propaguje się eko-holi, zachęca do domowego ucierania barwników, oszczędzanie wody i ogólnie żeby rewelacyjnie się bawić, ale jednak z głową.

Mały poradnik dla tych, co to chcieliby się wytarzać w kolorach czy symbolicznie się nimi pomazać, ale drżą o swoją jedwabistą cerę. Najbezpieczniej inwestować jest w barwniki wysokiej jakości, w taniości mogą czaić się metale ciężkie. Najmniej ryzykownymi kolorami są czerwony i pomarańczowy, przy innych kolorach mogą być użyte bardziej szkodliwe substancje, choć oczywiście niekoniecznie. A przed władowaniem twarzy w talerz z proszkiem dobrze jest się posmarować kremikiem przed i po, ułatwi także zmywanie kolorów po zabawie.

Indie to olbrzymi kraj, więc sposobów obchodzenia Holi jest mrowie a mrowie - regiony czy nawet miasta różnią się piosenkami, tańcami, grami, słodyczami, preferowanymi prezentami czy podaniami. Może znacie jakieś obyczaje, o których nie wspomniałam, a chcielibyście się nimi podzielić?

Jeżeli przegapiliście Holi i troszku Wam z tego powodu smutno - nie wszystko stracone! 21 marca w Krakowie w Nowohuckim Centrum Kultury z okazji Holi organizowany jest pokaz indyjskiego tańca. Zespołów jest do wyboru, do koloru - jak co roku zobaczymy zarówno tradycyjne tańce związane z opowiadaniem historii za pomocą gestów, jak i energiczne układy prosto z bollywoodzkich filmów. Ogólnie, jestem co roku, jest wesoło, poza pokazem można kupić książki do nauki hindi, samosy, słodycze (chociaż może lepiej nie, w zeszłym roku były to makabrycznie słodkie ulepki), można też umalować twarz barwnikami, a kto wie, jakie dodatkowe atrakcje są przewidziane w tym roku. Koszt wstępu to 10zł, dla samych występów naprawdę się opłaca. No i możecie się znaleźć z moją osobą w tej samej sali, a to jest warte każdych pieniędzy.

Z wyrazami szacunku
Kazik


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz