środa, 25 lutego 2015

Maaaamooooo, pod moim łóżkiem czai się uszminkowana Mona Lisa w okularach!, czyli...

...przegląd piosenek edukacyjnych dla dzieci, część pierwsza.

W nauce języka jakość materiałów odgrywa duże rolę. Stymulacja intelektualna w imię efektywności musi się pogodzić z tym, że uwagę marudnego mózgu trzeba przyciągać grzechotką - kolorami, śmiesznymi skojarzeniami, dźwiękami, bo od samego czytania pożółkłego podręcznika w bibliotece zaczyna się wiercić, nudzić i ciągnąć do domu.
Dzięki potędze techniki do szerokiego repertuaru materiałów dołączyły teledyski tworzone z myślą o dzieciach. W teorii cudowny start dla nowicjuszy w każdym wieku: chwytliwa muzyka, proste słownictwo, obraz pasujący do tekstu, nieraz napisy karaoke. W praktyce albo twórcy uważają dzieci za idiotów o niewyrobionych gustach, którym można wepchnąć absolutnie wszystko, albo są to popisy ludzi faktycznie z misją niesienia kaganka, ale mających zerowy budżet i wyczucie - tak czy siak, często zamiast sympatycznych filmików dla milusińskich powstają hipnotyzujące swoją psychodelią animacje, nierzadko zahaczające o awangardę, dadaizm czy horror psychologiczny. Trzeba przyznać, od razu lepiej się zapamiętuje nazwy kolorów po francusku, gdy przez kilka nocy dręczy cię w koszmarach maszkara wypluta w bólach z Painta.

Jako że od czasu do czasu natrafiam na różnego rodzaju perełki, postanowiłam rozpocząć nieregularny cykl, w którym będę dzielić się swoimi znaleziskami. Muszę jednak zaznaczyć, że nie potępiam całkowicie wszystkich tu zamieszczonych teledysków - często mają diablo chwytliwą muzykę, potrafią być zabawne i mimo swojej pokraczności wywołują sympatię u widza, bo widać, że ktoś włożył w nie wiele serca.

Na pierwszy ogień - "Alouette, gentille alouette", obowiązkowy szlagier służący kanadyjskim nauczycielom francuskiego, z którego podopieczni uczą się części ciała (co z tego, że ptasiego). Generalnie, podmiot liryczny informuje "skowronka, miłego skowronka", że mu zaraz powyrywa nóżki z tyłka, a także dzióbek, piórka i jeszcze łeb ukręci. Badacze zwracają uwagę na to, że we francuskiej twórczości ludowej często przewija się motyw kochanka złorzeczącego skowronkowi za to, że swoim śpiewem obwieszcza świt i konieczność rozstania z ukochaną (jakby tego było mało, w tradycji ludowej skowronek przedstawiany był jako wstrętny plotkarz, który na całą okolicę słodkim trelem rozpowiada o romansie i budzi nieświadomych nocnej schadzki krewnych). Jednak i bez wymykania się nocą na namiętne chwile można wygrażać ptaszysku za darcie dzioba z samego rana, stąd może popularność tej piosenki nie tylko wśród kanadyjskich dzieci. 


Tak. 
Czujecie już te klimaty? WTFywne pomysły, animacja robiona obcinaczem do paznokci, melodia nie dająca się wybić z głowy? Świetnie, bo dopiero się rozkręcamy! Oskubawszy ptaszka, zapoznajmy się ze zwyczajami żywieniowymi pewnej istoty, której tęczówki mają rozmach katalogu Duluxa i zmieniają się szybciej niż bohaterom opek. Przed Wami "L'arc-en-ciel" (zapisany przez autora bez myślników, ale ja potrzymam się wersji słownikowej), czyli "Tęcza":



I na dobranoc "Au clair de la lune", kołysanka z XVIII wieku. Wiem, że już Wam ręce drżą przed kolejnym seansem, ale wpierw ciekawostka! 
Czy wiecie, co to jest fonautograf? Wynalazł go w połowie XIX wieku Édouarda-Léon Scott de Martinville, tym samym stając się twórcą pierwszej maszyny zapisującej dźwięk - niestety, tylko zapisującej, bo odtwarzać już nie potrafiła. Dopiero w 2008 naukowcy odkurzyli Martinvillowe dzieło i zdołali odtworzyć zapiski fonautografu dzięki współczesnej technologii. Domyślacie się, jaka piosenka została po raz pierwszy nagrana w historii ludzkości?


Tak na marginesie, jest to także dzwonek w komórce należący do upiora mieszkającego w mojej szafie.
No dobrze, troszku Was oszukuję. To nagranie jest puszczone dwa razy szybciej, niż być powinno. Dopiero wraz z odnalezieniem pozostałych zapisków fonautografu udało się ustalić prawidłowe tempo i okazało się, że piosenkę śpiewa nie dziewczynka, a mężczyzna, najprawdopodobniej sam twórca. Tutaj prawidłowa wersja, która nie brzmi jak kamień duszy z "Fatal Frame II", tylko biadolenie tłustej muchy zaklinowanej w żaluzji:


Przepraszam, wyzłośliwiam się, bo nie umiem bez kiczu wyrazić zachwytu nad obcowaniem z ludzkim głosem człowieka żyjącego ponad 150 lat temu. 
A teraz współczesna wersja:


Starczy tego operowania na estetyce bez znieczulenia, co? Jak pewnie zauważyliście, dzisiaj monotematycznie, muzyka i filmiki jednego autora, który przedstawia się jako Alain Le Lait i zajmuje się wykonywaniem różnorakich piosenek dla dzieci, nie tylko francuskich (można jego płyty kupić w Internetach). Jakkolwiek śpiewa ładnie, tak może powinien sobie odpuścić programy graficzne...

Słodkich koszmarów!

Z wyrazami szacunku
Kazik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz